O sobie
Psy i koty były u mnie w domu od zawsze, ale to do koni ciągnęło mnie od małego najbardziej – nie wiem czy za sprawą filmów, czy zwierząt, które spotykałam na wakacjach na wsi. Tam był u koń, którego pamiętam do dziś, zawsze czekałam aż sąsiad go wypuści lub wróci z pracy w polu. Wymykałam się, żeby wpatrywać się obsesyjnie w konie, które pasły się na okolicznych pastwiskach, a na wyjazdach nad morze wolałam spędzać czas w okolicznym pegieerze zamiast na plaży. Było tam stado krów i trzy konie pociągowe, które również pamiętam do dziś (to było jakieś 35 lat temu!). W międzyczasie okazało się, że przejawiam talent do rysowania więc rysowałam te fascynujące zwierzęta, która tak mnie oczarowały. Przez kilka lat jeździłam na obozy konne i tam robiłam dziewczynom tatuaże z podobizną koni długopisem 🙂

Mieszkałam całe życie niedaleko wyścigów na Służewcu – tam kiedyś były organizowane wystawy psów jak również wystawy zwierząt gospodarskich – rodzice mnie tam zabierali jak byłam dzieckiem, a później na wyścigi jeździłam już sama. Wtedy już z pierwszą lustrzanką analogową chociaż to trwało krótko bo na jakiś czas później odłożyłam aparat, a wzięłam się mocniej za rysowanie.
Aparat wrócił na poważnie kiedy pojawił się u mnie pierwszy rasowy pies – to już były czasy facebooka więc w dobrym tonie było mieć dobre zdjęcia swojego wystawowego psa. Tak zaczęłam jeździć na wystawy i poznawać świat psów od tej strony hodowlanej. Szybko zrezygnowałam z wystaw bo to nie było dla mnie (ani dla mojego psa ,którego to stresowało), ja szukałam czegoś więcej niż zdjęcia eksterierowe, na których pies ma stać wg wytycznych we wzorcu. Szukałam w psach charakterów, osobowości bo każdy pies jest wyjątkowy, a ustawianie ich pod linijkę to było dla mnie za mało.
W tym czasie wielokrotnie bywałam w schroniskach i fotografowałam psy do adopcji – oczy tych psów mówią najwięcej – niekoniecznie dobrego. Te emocjonalne portrety pomogły wielu zwierzakom znaleźć dom, a mi pomogło nauczyć się pracy z psami w najtrudniejszych możliwych warunkach.
Pojawił się w końcu moment, że zatęskniłam do koni i zaczęłam się rozglądać za stajniami, w których mogłabym je fotografować. I tak jakoś wyszło, że mój mąż stwierdził, iż po prostu kupi mi konia. Tak też zrobił, szybki telefon do hodowli koni, w której wcześniej robiłam zdjęcia – koń pojawił się niedługo po tym. To było 8 lat temu, teraz mam trzy konie i moje życie kręci się wokół nich. Potrafię godzinami stać na padoku i wpatrywać się w nie i po prostu cieszyć ich obecnością. Nie chodzę na spotkania towarzyskie, ani „na miasto” – siadam na trawie, najczęściej z kawą i aparatem i po prostu patrzę.


Od kilku lat regularnie pojawiam się w Hiszpanii, która jest ojczyzną mojej ukochanej rasy koni i tam potrafię przez tydzień nie wypuszczać aparatu z ręki – kraj oferuje takie możliwości dla fotografów, że nawet kiedy człowiek pada ze zmęczenia to nie jest w stanie sobie odpuścić .
Każde moje zdjęcie jest pamiątką wspaniałego spotkania – każde zwierzę ma swój wyjątkowy charakter i z każdym można nawiązać niesamowitą relację. Kiedy się pozna ich język, sposób w jaki się komunikują to okazuje się, że mają nam często bardzo dużo do powiedzenia. To mnie fascynuje, chcę na zdjęciach pokazywać właśnie te osoby, które kryją się za wielkimi czarnymi oczami.
Obecnie mam trzy konie, dwa psy, cztery koty i dwa węże – i nie mam pojęcia jak znajduję czas na cokolwiek innego!
