Chemitex – opuszczona fabryka w Sochaczewie


XG3D9205Początkowo chcieliśmy zrobić dużą sesję, eksplorować, zwiedzać i tak jak w przypadku innych obiektów, po wykonaniu zdjęć, uzupełnić wiedzę historyczną i przystępnie opisać. Kolejność w tym przypadku była inna. Zacząłem od historii i dlatego ten wpis będzie inny. Będzie opisywał subiektywne odczucia. Nie bezie wskazań, opisów funkcjonalnych budynków. Nie będzie peonów ani pieśni wychwalających ogrom, rozmach, industrializm. Będzie opis wjazdu, pobytu i wyjazdu. Wstęp, rozwinięcie i zakończenie.

Gdy już dojechaliśmy ul. Chodakowską do bramy, pomimo braku zapór, zatrzymaliśmy samochód i spojrzeliśmy przed siebie. W świetle wjazdu widzieliśmy popękaną drogę płynącą kanionem o zboczach zbudowanych ze starych zrujnowanych budynków z odpadającymi elewacjami i walającymi się wszędzie śmieciami każdego typu. W tle stał wielki komin, pozostałość po elektrowni. Góruje on nad okolicą niczym starożytna latarnia morska na Faros. Jest to jednak latarnia, która już nigdy nikomu nie wskaże drogi.

Po chwili zadumy samochód ruszył, żeby za chwilę zatrzymać się na rozjeździe. Skręciliśmy w lewo. Asfalt się skończył i wjechaliśmy na nierówną żwirową drogę, która jeszcze mocniej popękana, skupiała wodę i łączyła w system rzeczek i jezior, komplikując swoją strukturę, upodabniając ją do małej kopii dorzeczy Amazonki.
Zatrzymaliśmy się pod filarami rozpadającej się suwnicy. Nie było to miejsce ładne. Na przeciwko bryły fabryki widzieliśmy pozostałości po opuszczonym budynku straży pożarnej.
XG3D9198
Czas
Stojący w tym miejscu człowiek, zamykając oczy i przenosząc w świecie wyobraźni do czasów świetności, widzi setki ludzi krzątających się, realizujących swoje zadania. Ciężarówki wypełnione przędza wyjeżdżały, mijając się z wjeżdżającymi pustymi. Panowie pozdrawiali się ruchem dłoni. Później spotkają się na przerwie.
Dzień biegnie swoim torem, słońce leniwie przetacza się po niebie. Kończy się dzień, ludzie kończą pracę i wracają do domu, żeby następnego dnia znowu powrócić i podtrzymywać fundamenty tego przeogromnego przedsięwzięcia.

Obraz się rozmywa. W tle słychać syreny. Ludzi już tu nie ma. Gdzieniegdzie słychać wystrzały i wybuchy pocisków artyleryjskich. Kilku żołnierzy w mundurach Wermachtu ładuje w pośpiechu – niezidentyfikowaną w półmroku zmierzchu – maszynę na pakę ciężarówki Opla Blitza, zaparkowanego przy bramie fabryki . Odjeżdżają przez bramę, gdzie na szyldzie widnieje napis Fabryka Przędzy i Tkanin Sztucznych Chodaków Spółka Akcyjna.

Obraz się rozmywa. Przy oknie budynków biurowych łopocze wesoło czerwona flaga – symbol ludzi pracy. Zgodnie z hasłem “ofiarność załogi i gospodarność kolektywu kierowniczego poparte coraz nowocześniejszą techniką i technologią dawały lepsze rezultaty produkcyjne”, ciężarówki znowu mijają się w bramie, w szaleńczym fandango rozmachu socjalistycznego wzrostu produkcji. Panowie kierowcy znowu pozdrawiają się ruchem dłoni. te dłonie jednak już są starsze. Żona Mariana zrobiła więcej kanapek, więc znowu podzieli się  ze swoim kompanem Józefem, może nawet napiją się po pracy wódki.

Obraz się rozmywa. Pan syndyk patrzy na swój zegarek Casio G-Shok. Jest już późno, a przedstawiciela starostwa jak nie było tak nie ma. W końcu trzeba to zamknąć o czasie.

XG3D9204

Powrót

Ruina powróciła.

– Nie ma co tu dalej robić – powiedziałem do Anki – zrób kilka fotek i spadamy.

W tym momencie zrozumiałem. Gdyby człowiek znowu zamknął oczy i uniósł się nad ziemie, wysoko nad komin fabryki. Spoglądając w dół na cały obiekt, uświadomiłby sobie, że te pęknięcia w asfaltowych uliczkach i żwirowych drogach nie są wypełnione wodą. To krew. Tak jak człowiek ranny od kuli, tak fabryka upadła i umiera z utraty krwi. Już jej się nie da uratować, to koniec. Tak umiera gospodarka.