W miniony weekend odbyła się druga edycja Baśniowych Warsztatów Fotograficznych z końmi. Tym razem działaliśmy nad morzem na kameralnej plaży Zatoki Puckiej. Pogodę mieliśmy wymarzoną, chmury wędrujące po niebie tworzyły cudowny, burzowy nastrój ale deszcz padał tylko wtedy kiedy kończyliśmy zajęcia w plenerze.
Program był podobny do poprzedniego, stylizacje równie piękne, a koni uczestniczących w sesji nieco więcej.
Część z nas przyjechała na miejsce już we czwartek żeby dograć parę spraw – zameldowaliśmy się w pensjonacie oddalonym o niespełna 150 m od plaży prowadzonym przez przesympatyczną starszą panią. Mimo hord meduz i glonów uznaliśmy, że jesteśmy w raju – mieliśmy całą plażę praktycznie dla siebie bo nie była to typowa nadmorska miejscowość turystyczna. Tego samego wieczora znaleźliśmy piękne miejsce z bajecznym światłem na plener – wprawdzie nie było w planach wieczornej sesji, ale jak zobaczyłyśmy to światło to jednogłośnie uznałyśmy, że musimy zabrać tam kursantów.
Na sesję przyjechały przepiękne konie ze Stajni z Pasją w Mrzezinie i turbokucyk NILUŚ Classical Way 🙂 Konie pozowały dzielnie i cierpliwie, tylko kucyk jak to kucyk, miał humorki i nie obyło się bez siniaków, szczęśliwie – niegroźnych.
Na obiadek pojechaliśmy do Baru Country w Żelistrzewie prowadzonego przez przesympatyczne małżeństwo. Bar był jednocześnie parkingiem dla koni – akurat zjechali się z terenu jeźdźcy z trzech okolicznych stajni na postój, których nie omieszkaliśmy zaprosić na niedzielny plener 🙂 Przyjechały konie ze stajni Carlos i Stajni z Gracją. Na domiar szczęścia jeden z sympatycznych kowbojów pozwolił dziewczynom wsiąść na swoją kobyłkę palomino w związku z czym modelki wprawiały się w jeździe westernowej w ogródku baru 😛 Obiad był pycha, atmosfera również, ale my musieliśmy zbierać się z powrotem na wykład z obróbki RAW. Omówiłam krok po kroku mój sposób wołania RAWów. Wykład był krótki acz treściwy – dziewczyny były zaskoczone jak w prosty sposób można nadać zdjęciom ciekawe efekty 🙂
Po wykładzie planowo miał być odpoczynek, grillowanie i lulu. Obiecałam też dodatkową sesję o zachodzie, której nie było w rozpisce ale myślałam o niej jeszcze przed wyjazdem – zabrałam specjalnie na tę okoliczność dodatkowe stylizacje. Mówiąc zachód miałam na myśli godzinę, o której niebo robi się różowo-niebieskie. Takie jak widziałyśmy pierwszej nocy.
A o zachodzie hmmm ….. o zachodzie nie zdążyłam zrobić sensownego zdjęcia ponieważ wywiązała się dziwna dyskusja z częścią kursantów, którzy uznali, że jest za późno na zdjęcia i oni nie potrafią robić zdjęć po ciemku. Ale w takim razie po co przyjeżdżają na warsztaty? Sądziłam, że po to, żeby uczyć się robić zdjęcia w różnych warunkach, bo warunki idealne to są w każdym studio. Zażądali natychmiastowego wyjścia w plener w czasie kiedy mieliśmy czas na odpoczynek – od razu po wykładzie. Sesja była umówiona ale na godzinę później. Kursantom nie wystarczyło tyle cierpliwości. Wytworzyła się bardzo nieprzyjemna, niezrozumiała dla mnie sytuacja.
Miałam coś jeszcze napisać ale ugryzłam się w język. Poniżej moja odpowiedź na Wasze „nie da się” moi drodzy. I to zdjęcie było zrobione w momencie kiedy już naprawdę było zbyt ciemno…
Drugiego dnia pracowaliśmy zdecydowanie intensywniej – pierwszy dzień za każdym razem był dniem wyżycia się i tego samego spodziewałam się teraz. A w niedziele wstaliśmy raniutko i już o 8 robiliśmy zdjęcia. Z każdym kursantem miałam okazję pracować indywidualnie, pomagali też sobie nawzajem – rzeczy niemożliwe w sobotę stały się oczywiste już w niedzielę. Wystarczyło trochę cierpliwości i chęci.
Niedziela minęła w świetnej atmosferze, kursanci, którzy wytrwali wynieśli z warsztatów dużo wiedzy – nie złożyli skarg i zażaleń póki co, a nawet wręcz przeciwnie 😉
Przez chwilę nawet zwątpiłam czy jestem w stanie pociągnąć kolejne tak duże wydarzenie, ale za bardzo to kocham żeby takie sytuacje miały mnie zniechęcać.
Bogatsza o nowe doświadczenia i pełna energii do tworzenia nowych rzeczy już rozmyślam o trzeciej edycji. Skroję tylko wcześniej bardzo szczegółowy regulamin i opiszę specyfikę naszych spotkań, którą chyba najlepiej zrozumieją zapaleni koniarze… 🙂 Oczekujcie zatem nowego wpisu na blożku niebawem!
Okej! Teraz już szybciutko przypomnę kto, z kim i dlaczego 😉
Pozowały dzielnie moje ulubienice:
Magdalena „HatcheT”
i Anna „MERRYSYNTH”
Jedną z sukien przygotowała dla nad Lucyna, która była z nami na poprzedniej edycji warsztatów. Pióropusz do stylizacji indiańskiej przyleciał aż z Tajlandii, a wykonał go specjalnie dla nas Aureus Arts. Walkirię i Syrenę zrobiłyśmy z Magdą same wychodząc z założenia, że ciuchy od stylistów już niejednokrotnie uczestniczyły w sesjach. U nas jest coś zupełnie nowego i niepowtarzalnego. Błękitną suknię również uszyłam sama, użyłyśmy jej o wspomnianym wcześniej zachodzie słońca. Za makijaż odpowiedzialna była Merry, która poza tym, że jest niezwykłą modelką to jest również utalentowaną wizażystką. Dziewczyny wyglądały i pozowały oszałamiająco, zresztą powyższe kadry mówią same za siebie 🙂