Przy okazji przemyśleń związanych ze Świętem Zmarłych. Jakiś czas temu przeglądając stare, czarno-białe zdjęcia z albumu rodzinnego natknęłam się na zdjęcie śpiącego dziecka. Coś było w tym zdjęciu dziwnego, zazwyczaj dzieci na zdjęciach wyglądają nieco inaczej. Jak się okazało, zdjęcie dziecka zostało zrobione po jego śmierci. W pierwszej chwili myślę sobie, straszne. Po co ktoś miałby robić zdjęcie nieżyjącemu dziecku, obrzydliwe. Ale jeszcze kilkadziesiąt lat temu (w drugiej połowie XIX i na początku XX wieku) to co dzisiaj może nas szokować było zupełnie normalne. A wręcz świadczyło o wielkim szacunku do nieżyjącej osoby. Robiło się zdjęcia w trumnach ale nierzadko też „ożywiano” zmarłych do zdjęć – stawiano ich na baczność, lub sadzano na krzesłach (tak, tak – ludzi podtrzymywały specjalne stelaże), w rękach trzymali książki lub kwiaty a na zamkniętych powiekach malowano oczy… Ludzie mieli chyba nieco inny stosunek do śmierci bliskich osób, aż do pogrzebu ich ciała zwykle przebywały w domu i to rodzina przygotowywała je do pochówku. Teraz od wszystkiego mamy firmy, które odwalają za nas całą brudną robotę. No właśnie, a czy nie powinno być tak, żeby to rodzina była ze zmarłym do samego końca…?
(źródło zdjęć Google)